wtorek, 18 marca 2008

M S





Ciekawy fillm. Bez zbędnych słów i scen. Minimalistycznie piękny. Obraz Japonii dopełnia poczucie wyobcowania duchowego i świadomość indywidualnej egzystencji każdego z nas. Doskonała gra głównych aktorów. Muzyka trafia w sedno. Tylko żal że może mnie to też czekać. Mogę przejść obojętnie i niezauważyć tego co jest ważne albo zwyczajnie nie będę mógł już nic zmnienić.

2 komentarze:

Father Mulcahy pisze...

Kurwa, stary wczoraj oglądałem to chyba czwarty raz i za każdym razem na końcu czuje się jak po Prozacu! Nawet większym niż po Thin Red Line.

Father Mulcahy pisze...

Totally Peaceful!